poniedziałek, 3 stycznia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku !!!!


Kilka dni po sylwestrowym szaleństwie,  mogę spokojnie uzupełnić mój blog o menu z ostatniego dnia 2010 roku. Jako że z przyczyn osobistych spędziłem ten czas w domu, postanowiłem przygotować pizzę w oparciu o urządzenie znane szerzej jako Thermomix.

Ciasto na pizzę wykonałem wg poniższego przepisu:
Składniki:
5 dkg drożdży świeżych – pół kostki
0,5 łyżeczki cukru
4 łyżki ciepłej wody
40 dkg mąki pszennej Poznańskiej lub Wrocławskiej (z tortowej lub krupczatki pizza jest taka sobie)
3 łyżki oliwy lub oleju
150 ml wody – (teoretycznie ¾ szklanki, choc niskie szklanki np. z IKEA mają pojemność max. 150 ml.) Jeśli ktoś robi ciasto w Thermomixie to może zważyć – 150 ml = 150 g wody.
łyżeczka soli

Drożdże zmieszać w miseczce z cukrem i ciepłą wodą. Po 15 min. do naczynia miksującego dać mąkę, a potem rozczyn drożdżowy, oliwę i wodę. Wyrabiać na pozycji interwał przez 2 minuty. Wyjąć z Thermomixa i przez chwilę wyrabiać rękami. Zostawić na 30 min – najlepiej w ciepłym miejscu (ciasto można też wyrabiać mikserem lub innymi urządzeniami, a także rękami).
Blachę do pizzy wysmarować oliwą. Położyć wyrośnięte ciasto i nałożyć składniki wg uznania. Piec w temp. 180 stopni około 15 minut przy włączonej grzałce dolnej i górnej. W piekarnikach gazowych temperatura powinna oscylować około 200 stopni a czas pieczenia to minimum 20 minut. Warto jednak sprawdzić ciasto wcześniej – każdy piekarnik ma inne właściwości
Oczywiście na przygotowane ciasto należy położyć składniki. Nowy Rok witały więc ze mną:
sos pomidorowy pikantny (niestety tylko z nazwy), szynka, oliwki, cebula, oregano oraz dużo żółtego sera.
Powyższy przepis na pizzę nie jest mojego autorstwa – znalazłem go w sieci i zaadaptowałem do swoich potrzeb (zwłaszcza jeśli chodzi o długość i temperaturę pieczenia oraz ilość wody dodawana do ciasta).
Do pizzy, dla lepszego trawienia nalałem po lampce czerwonego wina Sauska rocznik 2007 – made in Hungary. 


Bardzo dobry wybór – polecam do spróbowania, choc może być trudne do kupienia w Polsce. Ale na Węgry nie jest tak daleko, by w ciepłe, wiosenne weekendy nie zaplanować kilkudniowego wypadu.
O północy była lampka gazowanego napoju o niewielkiej zawartości alkoholu. Prawie jak szampan.
Życzę smacznego i do najbliższego wpisu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz